niedziela, 25 sierpnia 2013

pięć

Obudziłam się z bólem głowy. Wczorajszy wypadek dawał się we znaki. Nie czułam się za dobrze, ale próbowałam to zignorować.
Postanowiłam, że poleżę dłużej z resztą Melanie jeszcze spała. Myślałam o nie kto innym jak... Lewandowskim. O tym co się stało wczoraj. Męczyło mnie to, że go okłamałam, ale co miałam mu powiedzieć? Prawdę? I tak by nie uwierzył. Ale mimo wszystko ciesze się, że go znowu spotkałam.
Chwyciłam telefon, który leżał na szafeczce przy łóżku, spojrzałam na wyświetlacz, który pokazywał godzinę 10:13.
Wstałam i poszłam do łazienki. Po drodze wyciągnęłam z szafy ubrania. Kiedy wyszłam z łazienki Melanie już w łóżku nie było. Poszłam do kuchni gdzie snuła się moja siostra. Mela siedziała już przy stole i zajadała kanapki, które zrobiła Vici.
-Wychodzisz gdzieś? -zapytałam widząc wyszykowaną Victorię.
-Tak. -uśmiechnęła się. - Idę na casting.
-Trzymam kciuki. -powiedziałam.
-Dobra j lecę. -przytuliła mnie.
-Powodzenia. -klepnęłam ją w tyłek, a ta się zaśmiała.
Wzięła torebkę, telefon i wyszła.
Zrobiłam sobie kawę, której bardzo potrzebowałam i usiadłam naprzeciwko małej.
-Mogę iść pooglądać bajki? -zapytała wstając od stołu.
-Tak, ale najpierw trzeba się ubrać. -powiedziałam i poszłam za blondyneczką.
Ubrałam ją i od razu pobiegła do salonu.


Po obiedzie wybrałyśmy się z Melanie na spacer. Najpierw poszłyśmy na plac zabaw. Nie czułam się najlepiej, ale nie chciałam żeby Mela siedziała cały czas w domu oglądając bajki zwłaszcza, ze za niedługo wracamy do polski.
Kiedy mała się bawiła ja postanowiłam zadzwonić do Victorii, ale nie odbierała.
-Casting się chyba jeszcze nie skończyła. -pomyślałam.
Siedziałam i obserwowałam Melanie jak się bawi. Na sam jej widok buzia się uśmiecha. Oczywiście w mojej głowie wciąż siedział Robert. Znowu zaczęłam o nim myśleć i to za dużo.
Zrobiło mi się trochę duszno. Zawołałam Melę i poszłyśmy się przejść. Myślałam, ze zaraz przejdzie jednak było na odwrót. Zaczęła mnie boleć głowa, było mi nie dobrze i duszno. Zakręciło mi się w głowie, a przed oczami miałam czarne plamy. Ostatnie co słyszałam to płacz Melanie. Zemdlałam.







*oczami Roberta*







Było po 17. Pogoda była dość przyjazna. Byłem w drodze do mojego przyjaciela Marco. Umówiliśmy się u niego, ponieważ chcę z nim porozmawiać o tym całym zajściu w parku i o dziwnym  zachowaniu Ani. 
Przechodziłem jedną z ulic i zobaczyłem grupkę ludzi. Zaciekawiony postanowiłem tamtędy przejść. Z daleka zauważyłem osobę leżącą na ziemi. Podszedłem bliżej i zobaczyłem... Elizę? 
Była blada i nieprzytomna. Obok stała jej córka i płakała. Uklęknąłem przy Elizie i sprawdziłem puls. Był unormowany. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem na pogotowie. Przyjechali po 5 minutach. Dookoła było pełno ludzi. Co chwilę słyszałem jak wykrzykiwali moje nazwisko.
Kiedy wzięli Elizę do karetki w okół mnie znalazło się stado piszczących dziewczyn proszących o autograf.
-Ją wzięła karetka, a wy mnie prosicie o autograf? -syknąłem.
Jutro mogę się spodziewać, artykułu w gazecie o tym, że nie chciałem dać autografów, ale nie obchodziło mnie to.
 -Mama. -krzyknęła Melanie.
-Chodź, pojedziemy do niej. -powiedziałem i wziąłem ją na ręce.
 Niedaleko znajdował się postój taksówek więc tam się udaliśmy.


Po pół godzinie siedzieliśmy już przed salą. Lekarz nie chciał nic powiedzieć z uwagi na to, że nie jestem z rodziny, ale udało mi się trochę od niego wyciągnąć. Eliza miała wstrząs mózgu po wczorajszym wypadku do tego może się wybudzić nawet jutro. Nie wiedziałem co mam zrobić. Chodziłem raz w jedną raz w drugą stronę. Nagle przypomniałem sobie, że mam jej telefon, który zabrałem kiedy wypadł jej z torebki. Wyciągnąłem go i wszedłem w kontakty. Znalazłem numer jej siostry i zadzwoniłem.
-Eliza, gdzie Ty jesteś? -usłyszałem głos w słuchawce.
-Mówi Robert. Robert Lewandowski. Eliza jest w szpitalu. -powiedziałem.
-Ale jak to? Co się stało? -zapytała zdenerwowana.
Opowiedziałem jej wszystko, a ona powiedziała tylko, że zaraz przyjedzie. Usiadłem obok Melanie i przytuliłem ją. Bardzo lubię dzieci jednak Ania nie chcę ich na razie mieć.

Lekarz pozwolił nam wejść do sali, w której leżała Eliza. Melanie od razu pobiegła do jej łóżka ja natomiast usiadłem obok na taborecie. Kiedy usiadłem Mela od razu wskoczyła mi na kolana. Uśmiechnąłem się sam do siebie.
Dziesięć minut później przyszła siostra Elizy. Kiedy z nią rozmawiałem zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu widniał napis "Marco". Zupełnie o nim zapomniałem. Wyszedłem na korytarz i odebrałem.
-Stary, gdzie Ty jesteś? -krzyknął.
-Może by tak cześć?
-Cześć. -rzucił. -To gdzie jesteś?
-W szpitalu. -powiedziełem.
-Jak to w szpitalu? Coś Ci się stało? -zapytał.
-Nie, nie. -zaśmiałem się. -Opowiem Ci wszystko jak się spotkamy.
-No dobra to cześć. -rozłączył się i akurat z sali wszyła Victoria z Melanie.
-My już będziemy szły. -powiedziała do mnie.
-Ja też się zaraz będę zbierał.
-Dziękuję, że zadzwoniłeś. -uśmiechnęła się.
-Nie ma sprawy. -rzekłem.
-To cześć.
-Cześć. -uśmiechnąłem się. -Pa maluchu.
Victoria razem z córką Elizy opuściły szpital, a ja na chwilę wszedłem do Elizki i zostałem do rana...



__________________________________

Taki trochę wymęczony... ale mam nadzieję, że chociaż trochę się podoba.
Tak szczerze to denerwuje mnie to opowiadanie. Zobaczymy jak będzie później, ale nie musicie się martwić na pewno go nie usunę c:

I przepraszam, że tak późno rozdział, ale na razie nie będą dodawane regularnie. Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie <3
Pozdrawiam, Mania ;*

piątek, 16 sierpnia 2013

cztery

Postanowiłam iść do tego parku żeby się z nim spotkać. Cały czas zastanawia mnie to co on może ode mnie chcieć. Przecież jest po ślubie i powinien się zająć żonką, a nie spotykać z byłą dziewczyną. 
Dochodziła godzina 18 czyli ta, o której miałam się spotkać z nie kto innym jak Lewandowski. Poprosiłam Viki żeby została z Melanie i poszłam do parku. Pogoda nieco się popsuła więc nałożyłam na siebie bluzę. Park znajdował się niedaleko więc byłam kilka minut przed wyznaczoną godziną. 
Chwile się porozglądałam, ale nigdzie go nie było. Usiadłam na jednej z ławek i czekałam. Od razu w głowie miałam tysiąc myśli, że ktoś sobie zrobił jakiś głupi żart, bo skąd mogę mieć pewność, że to jego numer albo, że mnie wystawił.
Po chwili zobaczyłam... Ankę? Tak Ankę. Szła w moją stronę. Nie możliwe żeby była tu akurat teraz. W pewnej chwili pomyślałam, że to ona mogła wysłać tego SMS'a, ale dlaczego miała by to robić? Przecież w ogóle mnie nie zna, a po za tym Robert powiedział jej że jestem jego "przyjaciółką". Więc co ona może tu robić?
Kiedy była obok poderwałam się z ławki, a ta podeszła bliżej i uderzyła mnie otwartą dłonią w twarz.
-Zostaw Roberta w spokoju. -powiedziała stanowczo. -Bo inaczej pogadamy.
-O co Ci chodzi? -krzyknęłam.
-Myślisz, że nie wiem o tym że byliście parą w Polsce? -powiedziała. -A na ślub przyszłaś tylko po to żeby wywołać w nim dawne wspomnieni. Myślałaś, że jak Cię zobaczy to do ciebie wróci? 
-Jesteś żałosna. -powiedziałam patrząc jej w oczy.
Chciałam odejść, ale ona stanęła przede mną.
-A to dziecko? Pewnie puściłaś się z kimś, a teraz chcesz wrobić w nie Roberta. -powiedziała 
-Uważaj na słowa. -chciałam ją ominąć i odejść, ale odepchnęła mnie.
Niestety zrobiła to za mocno i upadłam na ziemię uderzając głową w ławkę. Straciłam przytomność, a Anka po prostu odeszła.








 *oczami Roberta* 



Jak codziennie wieczorem wybrałam się biegać. Pogoda nie dopisywała, ubrałem dresy i bluzę. Padał deszczyk i powiewał lekki wiat. Kocham biegać i robię to od dawna. W pewnym sensie pozwala mi to oderwać się od rzeczywistości.  
Kiedy wychodziłem z domu Ani jeszcze nie było. Powiedziała, że idzie gdzieś z dziewczynami więc nie pytałem o więcej, a poza tym ufam jej.
Biegłem truchcikiem do parku, oczywiście zabrałem ze sobą słuchawki i iPod'a, które noszę gdzie tylko mogę. Umilają mi one czas kiedy biegam,a przed każdym meczem pozwalają mi się zrelaksować.
Po kilkunastu minutach znajdowałem się w parku i mogłem kontynuować bieg. Było już dość późno więc ludzi też nie było dużo.
Park jest dość wielki więc to doskonałe miejsce do biegania. Na początek 10 minut truchtem, później 5 minut szybkiego marszu i w między czasie ćwiczenia. Powtarzam to przez godzinę lub półtorej.
Po dłuższym czasie postanowiłem na chwilę odpocząć. 
Z daleka zauważyłem ławkę, na której postanowiłem przysiąść. Będąc coraz bliżej dostrzegłem sylwetkę kobiety. Leżała nieruchoma na ziemi.
Podbiegłem do niej i przykucnąłem przy niej. Nie mogłem uwierzyć to była... Eliza? Tak. Moja Eliza.
Podniosłem ręką jej głowę i poczułem krew. Poklepałem ją kilka razy po policzku żeby się ocknęła. Po chwili "obudziła się".
-Robert? -zapytała cichym głosem.
-Tak. -pomogłem jej usiąść. -Wszystko w porządku?
-Tak, to znaczy chyba tak. -chwyciła się za tył głowy.
-Lekarz powinien to zobaczyć. -powiedziałem wstając z ziemi, podając jej rękę.
-Nie trzeba.-zaprzeczyła. 
-Odprowadzę Cię dla pewności. -uśmiechnąłem się lekko.
Całą drogę szliśmy w ciszy. No bo właściwie o czym miałem z nią rozmawiać? O tym co nas łączyło, czy o moim początkującym małżeństwie? Wiem, że obie sprawy ją bolą. Jedyne o co zapytałem to co się stało w parku. Powiedziała, że ktoś ją popchnął tak, że upadła. Kiedy to mówiła wydawała się jakaś dziwna.
Na pożegnanie rzuciłem tylko głupie cześć.
Cieszyłem się, że ją spotkałem nawet jeśli nie były to miłe okoliczności. W jej towarzystwie czuję się dość dziwnie. Ciągle myślę, że coś nas łączy, ale to tylko moje wymysły.
Do domu wróciłem również truchtem. Już w hallu powitała mnie Ania.
-I jak się biegało, skarbie? -zapytała składając na moich ustach pocałunek.
-Dobrze. -powiedziałem. -Pójdę się odświeżyć.
-Tylko szybko, bo kolacja czeka. -krzyknęła z kuchni.
Tak jak powiedziałem tak zrobiłem. Wziąłem prysznic i założyłem czyste ubrania. 
Usiedliśmy z Anią w jadalni. Kiedy opowiadałem jej o zdarzeniu w parku zaczęła się dziwnie zachowywać.






***







Kiedy weszłam do domu od razu "napadła" na mnie Victoria. Zaczęła obsypywać milionami pytań typu gdzie tak długo byłam, czy wiem, że jest już późno i czy mogłabym odbierać telefon. W sumie mogłam się tego spodziewać, w końcu długo mnie nie było.
-Uspokój się. -powiedziałam. -Głowa mnie boli.
Skierowałam swoje kroki do kuchni w celu zażycia jakiś tabletek przeciwbólowych. Vika podążała za mną dalej mówiąc, że się martwiła, ale kiedy dostrzegła krew na mojej głowie zaczęła panikować. Jeszcze nigdy jej takiej nie widziałam. Nie pozwalała mi dojść do słowa, ale udało mi się ją uciszyć.
Musiłam dać się opatrzyć, bo 'doktor' Victoria nie dała by mi żyć.
Kiedy skończyła poszłam wziąć prysznic i wskoczyłam do łóżka.







_______________

Jejku nie umiem bez was wytrzymać... <3
Dlatego też napisałam jakiś byle jaki  rozdział. Zostawiam go waszej ocenie.

Buziaki i do następnego,
Mania ;*


Obserwatorzy