środa, 25 grudnia 2013

dwanaście

Chodziłam w kółko przed salą operacyjną. Próbowałam się dodzwonić do Roberta, ale nie odbierał. O siostrze zupełnie zapomniałam. Nikt nie chciał mi nic powiedzieć. To czekanie mnie wykańczało. Przez cały czas obwiniałam o to wszystko siebie.
Gdybym ją pilnowała nic by się nie stało. Po półtorej godziny z sali wyszedł lekarz. 
-Pani jest matką Melanie? -zapytał, a ja przytaknęłam. 
Wpatrywał się we przez chwilę, wypuścił głośno powietrze z płuc i pokiwał przecząco głową.
To mogło oznaczać tylko jedno. Osunęłam się na krzesło i zaczęłam płakać. Schowałam twarz w dłoniach, a w myślach pytałam się 'dlaczego?', 'dlaczego ona?'. 
-Przykro mi. -powiedział cicho i odszedł. 
Po chwili zorientowałam się, że dzwoni mi telefon. Nawet nie spojrzałam kto to tylko od razu odebrałam. -Robert? -załkałam. 
-Kochanie... co się stało?-zapytał. 
-Melanie... ona... -nie potrafiłam mówić. -ona nie żyję... 
-CO ?! Ale jak to? -w jego głosie było słychać przerażenie.
-To wszystko moja wina? To przeze mnie... -zignorowałam jego pytanie. 
-Nie mów tak! -powiedział stanowczo. -Nie ruszaj się stamtąd, dobrze? 
-Mhm. -mruknęłam i się rozłączyłam.
Nie wiedziałam co Robert chciał zrobić, ale nie zastanawiałam się nad tym. Jak najszybciej chciałam opuścić ten głupi szpital. Chciałam położyć się do łóżka i z niego nie wychodzić. 







*oczami Roberta*







Po telefonie Elizy od razu powiedziałem trenerowi o co chodzi i że nie mogę z nimi jechać. Oczywiście zgodził się, ale nie był zadowolony. Rozumiem go aczkolwiek teraz chciałem być przy mojej ukochanej. Wziąłem torbę i wysiadłem z autokaru. Zamówiłem taksówkę i próbowałem się jakoś uspokoić. Po dziesięciu minutach już jechałem. Kiedy tylko auto zatrzymało się przed szpitalem jak najszybciej z niego wysiadłem i skierowałem się do wejścia. Zauważyłem Elizę siedzącą na krześle. Podszedłem do niej i mocno przytuliłem.
-Już jestem. -szepnąłem.
-Robert, bo to... moja wina... -łkała.
-Już cii... Chodź, wrócimy do domu. -objąłem ją ramieniem.
Wróciliśmy tą samą taksówką. Zaparzyłem nam herbatkę na uspokojenie. Nie pytałem jej co się dokładnie stało. Cały czas się trzęsła. 
-Pójdę się położyć. -powiedziała cicho.
-Chodź. -chwyciłem ją za rękę. 
Eliza położyła się, a ja siedziałem przy niej. Długo nie potrafiła zasnąć, ale w końcu udała się do krainy Morfeusza. Ja sam po jakimś czasie zasnąłem trzymając ukochaną w ramionach. 
Otworzyłem zaspane oczy i spojrzałem na śpiącą jeszcze brunetkę. Była taka niewinna, bezbronna. Twarz miała bladą i podkrążone oczy. Na sam jej widok i myśl o tym, że nie ma już naszego małego, pociesznego skarba łzy cisneły mi się do oczu. Nie potrafiłem ich powstrzymać. Poczułem ból w środku, był okropny. 
Eliza ścisnęła moją dłoń.
-Robert... -szepnęła.
-Tak? 
-Już jej nie ma. -łza spłynęła po jej policzku.
Przytuliłem ją najmocniej jak umiałem. Chciałem żeby poczuła się lepiej, chociaż trochę. Dostałem SMSa od Marco,  którym poinformował mnie o wygranym meczu i współczuł śmierci Melanie. Wiedziałem, że będzie dopytywał Jurgena dlaczego opóściłem mecz, chociaż mam nadzieję, że nikt poza Marco nie wie. Przynajmnie na razie. 


____________________________
Takie krótkie i beznadziejne...
Przepraszam za taką długą nieobecnoś, ale wcześniej szkoła teraz święta... Na szczęście jeszcz tylko dzisiaj. Najchętniej to zamknęłąbym się w pokoju i nie wychodziła.
Mam nadzieję również, że nie zabijecie mnie przez to, że uśmierciła Melanie. Taki plan miałam od począu i teraz można powiedzieć, że będzie się trochę działo, pomiędzy głównymi bochaterami i pewną osobą.
Ściskam, Mania ;*

PS. Zapraszam również na mojego drugiego bloga: http://zyjemytakjaksnimy-samotnie.blogspot.com/
 

Obserwatorzy