sobota, 10 października 2015

siedemnaście

Minęła zaledwie noc od najważniejszego i zarazem ostatniego meczu w sezonie. Tego meczu, o którym trudno będzie zapomnieć piłkarzom Bayernu jak i ich kibicom. Na szczęście dla zawodników oznaczało to trochę odpoczynku po ciężkiej pracy, którą wkładali w każdy sezon. Mario dalej był rozczarowany z powodu wczorajszego wieczoru i do nikogo się nie odzywał. Ani w hotelu ani w drodze na lotnisko, a nawet przez cały lot. Eliza zdawała sobie sprawę, że minęło bardzo mało czasu, ale brakowało jej tego Mario, którego wszędzie było pełno, któremu nie zamykała się buzia. Wiedziała, że za niedługo wszystko wróci do normy. W takich sytuacjach była zupełnie bezradna, bo nie mogła nic zrobić co by chociaż trochę poprawiło jego samopoczucie. Chociaż sama jej obecność była dla niego wystarczającym ukojeniem, mimo że nie było po nim tego widać. Mario jak to Mario był jak małe dziecko. Często trzeba było się nim opiekować i właśnie polka spełniała tą funkcję. Ale kochała to. Kochała to tak bardzo jak chłopaka. Lubiła kiedy był jak takie małe bezradne, niewinne dziecko. Lubiła się nim po prostu zajmować bez względu na sytuację. Tak ja teraz, mimo że cieszyła się z powody wygranej, w tak prestiżowym meczu jak finał Ligi Mistrzów, swojej drużyny to bardzo było jej żal przyjaciela. Dlatego wiedziała, że musi się spiąć w sobie i przez krótki czas funkcjonować za nich obu. To była pierwsza taka sytuacja kiedy była z nim przez cały ten okres 'pomeczowy'. We wcześniejszych spotkaniach pomiędzy klubem Mario a klubem Elizy, widzieli się tylko tego danego wieczoru. Pomimo tego polka bardzo dobrze dawała sobie radę. Oczywiście dziewczyna nie próbowała rozpocząć rozmowy z niemcem na siłę. Czekała aż wszystko sobie poukłada w głowie i kiedy sam będzie gotowy.  Mimo wszystko cały czas była przy nim.
Po powrocie do Monachium, na lotnisku zaczepił ją Bastian. Zdziwiła się, tym bardziej że rozmawiał z nią tylko kiedy jej przyjaciela nie było w pobliżu. Próbował namówić ją na jakiś spacer czy kawę, po prostu chciał z nią spędzić trochę czasu. Jednak dziewczyna nie była przekonana do tego pomysłu. Wiadomo, że chodziło jej o Mario, którego nie chciała zostawiać sama.
- Oj, nie daj się prosić. Götze to duży chłopiec, da sobie radę. - powiedział, a w jego głosie można było wyczuć nutkę kpiny.
Polka z mieszanym uczuciem zgodzilła się no bo co mogło się stać, to tylko spacer. A jak zostawi przyjaciela samego to może wyjdzie mu to na lepsze. Bastian powiedział jej, że poczeka w swoim samochodzie więc od razu zaczęła szukać Mario. Znalazła go w drodze na parking.
- Mario, posłuchaj mnie przez chwilę. - zaczęła niepewnie, ale chłopak nawet się nie zatrzymał. - Wrócisz do domu sam, Bastian zaprosił mnie na spacer.
Kiedy usłyszał kto zaprosił jego przyjaciółkę aż się w nim zagotowało. Rzucił jej tylko krótkie spojrzenie, że nie rozumie jej zachowania i wsiadł do swojego auta zostawiając ją samą. Eliza wypuściła głośno powietrze z płuc i skierowała swoje kroki w stronę bawarskiego piłkarza, który się do niej uśmiechał. Razem wsiedli do jego sportowego samochodu i wyjechali z lotniska. Podczas drogi nie rozmawiali za wiele, polka zastanawiała się dlaczego po jej znajomym nie było widać jakiejkolwiek oznaki smutku czy też przygnębienia po przegranym meczu w Lidze Mistrzów. Ale każdy okazuje uczucia inaczej. Jak się okazało chłopak podjechał pod swój dom, co od razu jej się nie spodobało. Kiedy zauważył jej reakcje od razu próbował wytłumaczyć, że po prostu jest zmęczony żeby gdziekolwiek iść i że chciałby się schować w domu. Dziewczyna kiwnęła głową i udała się za nim. Dom w środku był bardzo przestronny i aż dziwne, że mieszka tu tylko jedna osoba. Usiedli w salonie popijając kawę, którą proponował jej na lotnisku. Eliza nie bardzo wiedziała jak się zachować w jego obecności, ale starała się być naturalna. Z czasem coraz lepiej im się rozmawiało, a to za sprawą wina, do którego przekonał polkę. Bastian chyba nawet trochę jej się spodobał, chociaż nie wiedziała czy to myśli ona czy ona po wypiciu sporej ilości wina. Atmosfera była coraz bardziej gorąca, kiedy niemiec delikatnie pogłaskał jej policzek i umieścił dłoń na jej szyi. Momentalnie na jej usta wkradł się nieśmiały uśmiech a policzki oblał różowy rumieniec. Zbliżył się do niej powoli zmieniając ich pozycję na leżącą bardzo pewnie całując ją w usta. Eliza z początku daje się ponieść chwili przez alkohol, który w większości opanował jej myślenie jak i ciało. Jednak kiedy kładzie rękę na jej udzie coraz bardziej podwijając jej sukienkę, zapala jej się czerwona lampka. Próbuję uwolnić się z jego objęcia i od ust, które agresywniej ją całują. Nie dawał za wygraną składając pocałunki po jej dekolcie aż do szyi, podgryzając jej skórę. Jego ręka znajdowała się na podbrzuszu dziewczyny, wyrwał jej się krótki jęk, co spowodowało u niego śmiech. Kiedy zaczął dobierać się do jej bielizny, zacisnęła mocno oczy i szarpała się.
- Myślałem, że ci się podoba. - zaśmiał się odgarniając jej włosy z twarzy. - Jesteś taka śliczna.
Uśmiechnął się szyderczo bardzo zachłannie ją całując. Po chwili zaczął pozbywać się swojej dolnej odzieży. Zerwał jej bieliznę i po prostu to zrobił. Elizie mimowolnie zaczęły spływać łzy po policzkach. W tym momencie żałowała, że nie wróciła do domu razem z przyjacielem, była wściekła na siebie, że zostawiła go samego. Schweinstaiger był bardzo porywczy i agresywny sprawiając jej przy tym ból. Kiedy zrobił kolejny szybki ruch polka mocno zacisnęła dłonie na jego ramionach. Naprawdę miała dość, jedyne co chciała to uwolnić się od tego potwora i jak najszybciej znaleźć się w najbezpieczniejszym miejscu jakie mogło być. Ramionach Mario.
Wiedziała, że szarpiąc się nie da sobie z nim rady, miał za dużo siły. Z bezradności zaczęła płakać jeszcze bardziej. Kiedy podniósł się z niej odruchowo kopnęła go kolanem w brzuch przez co zwinął się z bólu i spadł z kanapy. Polka bez namysłu zaczęła uciekać. Wybiegając z podwórka bawarczyka wpadła na jakiegoś chłopaka. Od razu wiedziała kim jest.
- Eliza, kochanie, co się stało? - był przerażony w jakim stanie jest jego przyjaciółka.
- On... - szepnęła, nie potrafiąc wydobyć z siebie żadnego słowa.
Była w tych ramionach, ale nie czuła się bezpieczna. Nie czuła nic prócz bólu i upokorzenia. Chłopak od razu wiedział co się stało. Zacisnął pięści, a mięśnie jego twarzy mocno się napięły. Skierował się w stronę wejścia do domu swojego klubowego kolegi. Był wściekły. Wszystkie emocje, które w nim siedziały zebrały się w jedno. Wpadł do środka nie wiedząc co chcę zrobić. Schweinstaiger kiedy zobaczył Götze a za nim Elizę, roześmiał się.
- Mówiłem ci, że masz się do niej nie zbliżać! - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- To taka nagroda pocieszenia za przegrany finał. - podszedł do chłopaka i rzucił krótkie spojrzenie polce. - Zdzira.
Mario nie wytrzymał i uderzył chłopaka tak mocno, że ten upadł na podłogę. Zaczął go kopać po brzuchu, rzebrach. Dziewczyna była w szoku. Nigdy nie widziała chłopaka w takim stanie.
- Mario.. Mario... - załkała głośno podchodząc do przyjaciela. - On się nie rusza...
Chwyciła mocno jego dłoń i wtedy przestał oddawać kolejne ciosy. Kiedy odwrócił głowę w jej stronę, zauważyła łzy. Na jego twarzy widniała wściekłość i nienawiść. Ale mimo to płakał. Podniósł wzrok żeby na nią spojrzeć i od razu zmienił wyraz twarzy. Mocno ją do siebie przytulił i wyszli przed dom. Zadzwonił na pogotowie i policję. Eliza bała się, że przez tego bydlaka mogą zamknąć też jej przyjaciela. Cholernie się bała zostać sama.

                                                         ***

Cześć nikomu,
po prostu przepraszam Olcie za Bastiana, mam nadzieję, że dalej mnie kochasz :( ❤
xx, piszczinho.

wtorek, 4 sierpnia 2015

szesnaście

Oczywiste było to, że ciekawość Mario nie wytrzyma zbyt długo i będzie chciał się dowiedzieć czegoś więcej o rozmowie jego przyjaciółki ze swoim klubowym kolegą. Chłopak zapytał dopiero następnego dnia przy śniadaniu, co było i tak długo jak na niego, ale pewnie nie chciał jej wtedy męczyć. Zwłaszcza w tym dniu. Eliza rozbawiona tym, że chłopak starał się jak najdelikatniej zapytać opowiedziała mu, że Bastian chciał ją tylko przeprosić i w sumie o niczym więcej nie rozmawiali. Niemiec wpatrzony w przyjaciółkę pokiwał lekko głową. Oczywiście nie omieszkał zapytać o wczorajszy dzień. Dziewczyna przyznała się, że nie było aż tak źle jak wyglądało, ale od razu zaznaczyła, że nie pójdzie tam więcej chyba, że z jakiegoś ważnego powodu i że na pewno się z nimi nie zaprzyjaźni. Mario cicho zachichotał, ale oczywiście zgadzał się z tym, że jeżeli nie chce nie musi tego robić. Wszystko w swoim czasie.
Wielkimi krokami zbliżał się ostatni i najważniejszy mecz sezonu, na który wszyscy kibice długo wyczekiwali. A dokładniej mówiąc, finał Ligi Mistrzów. Niestety najgorszy scenariusz Elizy się sprawdził i jej ukochana Borussia miała grać ten finał z Bayernem. Bardzo jej się to nie podobało, ale przy Mario starała się o tym nie mówić. Wolała zachowywać się neutralnie, ponieważ nie chciała go rozpraszać przed meczem. Bała się co będzie jak wygra Bayern, a co jak wygra Borussia. To stresowało ją bardziej niż sam mecz. Raz nawet pomyślała o Lewandowskim, przecież on też tam będzie i na pewno się spotkają, ale Götze cały czas jej mówił, że będzie przy niej. Chociaż teraz mało co się odzywał, bo skupiał się jedynie na tym meczu. Zawsze tak ma przed tymi ważniejszymi meczami, ale to było zrozumiałe i polce to nie przeszkadzało. Czasami kiedy tak odzywał się sporadycznie nawet przez kilka dni, zaczynało jej brakować tego szalonego Mario w ciągłym ruchu. A gorzej było kiedy taki mecz Bayern właśnie przegrywał. Samolot mieli około 10. Niemiec trochę musiał się naprosić i pokazać z dobrej strony aby przekonać trenera żeby polka mogła lecieć z nimi. Dziewczyna była bardzo wdzięczna, że się tak namęczył dlatego cieszyła się dużo bardziej. W końcu będzie mogła zobaczyć się z przyjaciółmi w tym Marco, za którym się bardzo stęskniła, a w dodatku pozwiedza Barcelone, w której ma się odbyć finał LM. Niecałe dwie godziny przed odlotem Mario wraz z Elizą pojechali pod stadion gdzie pomału zbierała się reszta piłkarzy. Zapakowali ich walizki i wsiedli do autokaru. To że dziewczyna siedziała z przyjacielem też Götze musiał wypracować. Kiedy wszyscy znajdowali się już na swoich miejscach autokar ruszył na lotnisko. Półgodzinna odprawa i równo o wpół do dwunastej bawarski samolot wystartował. Jedni podczas lotu próbowali odpocząć inni słuchali muzyki jeszcze inni rozmawiali, a prościej mówiąc wygłupiali się. Jednak tym razem nie Mario. Niemiec sobie grzecznie spał przytulony do przyjaciółki. Ona natomiast zaliczyła się do tych, którzy słuchali muzyki. Po dziesięcio godzinnym locie do stolicy Katalonii, nie można powiedzieć, że ktokolwiek był wypoczęty. Chłopcy potrzebowali porządnego snu, ale Eliza najbardziej martwiła się o Götze. Ciągle zamęczała się myślami o tym co będzie jak wygra jej bądź jego drużyna, ale oczywiście niczego po sobie nie pokazywała. Nie chciała go jeszcze bardziej stresować. Droga do hotelu była już sprawniejsza. Właśnie, co do hotelu to nie mogli być razem w pokoju, o czym Eliza dowiedziała się dopiero na miejscu. Mario najzwyczajniej w świecie zapomniał jej o tym powiedzieć. Polka była w pokoju z dwoma partnerkami zawodników Monachium. Od samego początku się nie polubiły, oczywistym powodem było to, że Eliza kibicuje dortmundczykom. Po dwudziestej drugiej wszyscy udali się na kolację i tam dziewczyna zobaczyła przyjaciela pierwszy raz od dwóch godzin. Nie lubiła, bardzo nie lubiła się z nim rozstawać na dłuższy czas, nawet na dwie godziny. Był dla niej najważniejszy, był wszystkimi co miała. Przy posiłku okazało się, że Mario dzieli swój pokój z Bastianem i od razu w jej głowie zadudniało 'do zobaczenia'. Dziewczyna od razu poskarżyła się, że dziewczyny jej nie polubił na co niemiec zachichotał. Po napełnieniu żołądków wszyscy udali się do swoich pokoi. Eliza jako pierwsza zajęła łazienkę, ponieważ chciała jeszcze chociaż na chwilę zobaczyć się z chłopakiem. Odświeżona i ubrana w letni satynowy szlafrok poszła do pokoju przyjaciela. Zapukał, ale otworzył jej ktoś zupełnie inny, Bastian.
-Jest Mario?
Wysoki, niebieskooki blondy przyglądał się jej z uśmiechem na twarzy. Omiótł jej drobne ciało wzrokiem, co nie bardzo jej się spodobało.
-A już myślałem, że przyszłaś do mnie. - zaśmiał się chociaż polce wcale do śmiechu nie było. - Tak, wejdź.
Rozejrzała się po pomieszczeniu i akurat z łazienki wyszedł nie kto inny jak chłopak, bez którego nie wyobraża sobie życia. W pokoju już panował niezły bałagan, a w hotelu byli zaledwie parę godzin. Chłopak był w samym ręczniku, ale polka była przyzwyczajona do tego widoku. Z resztą Götze bez ręcznika nawet by jej nie zdziwił. Ubrał się i już po chwili siedzieli razem, a dokładniej tłumacząc Eliza siedziała na nim. Bastian ciągle im się przyglądał, co trochę irytowało dziewczyne.
-Wiesz, że cię kocham i że chce twojego szczęścia jak nic innego? Wiesz o tym, prawda? - patrzyła na niego poważnie i już nawet obecność innego piłkarza jej nie przeszkadzała.
Mario tylko westchnął bezradnie. To był tekst Elizy, który zawsze mu powtarzała przed meczami takimi jak ten, czyli Bayern Borussia. Nie ważne wtedy było czy to ligowy, eliminacyjny czy też o puchar. Nigdy nie lubiłam, a wręcz nienawidziła kiedy widziała go smutnego po takim meczu, chociaż on zawsze zaprzeczał.
-Eli, daj spokój. Nie ważne kto wygra, liczy się dla mnie to, że będziesz, tam ze mną. - pocałował jej dłonie, które trzymał przez cały czas.
Nie lubiła jak jej tak mówił, nie lubiła tych meczy najbardziej na świecie. Nie lubiła kiedy po przegranym meczu mówi, że jest okej, nie lubiła kiedy po wygranym meczu nie cieszył się razem ze wszystkimi tylko martwił się o nią. Nie lubiła tego. Czas takich meczy to był najgorszy okres dla Elizy. Na całe szczęście było ich tylko kilka w ciągu jednego sezonu. Jeszcze trochę poleżeli razem i dziewczyna musiała już iść. Nie chciała zostawiać go samego i wracać od tych dziewczyn. Lubiła z nim spać. Przytuliła go dała mu buzi na dobranoc i powiedziała, że go kocha. Kiedy wyszła Bastian zawiesił wzrok na koledze. Jednak przez cały czas kiedy polka była nie odezwał się ani razu.
-Wy jesteście razem?
Mario wmurowało to pytanie, skąd on bierze takie pomysły. Nawet jeśli to chyba nie powinno go to interesować.
-Nie, Eliza jest moją przyjaciółką. - niemiec rozdrażnił tym pytaniem chłopaka przez co za bardzo zaakceptował słowo moja.
Schweinstaiger jednak nie zwrócił na to uwagi, ale za to bardzo ucieszył go ten fakt, że są tylko przyjaciółmi. Chyba naprawdę mu się spodobała, ktoś to zauważył i nie dokonać był zachwycony tą informacją. Tak, oczywiście mowa o Götze, bo o kim by innym. Mario wiedział jaki jest Bastian i na pewno nie pozwoli mu się zbliżyć do Elizy, chociaż jest dorosła. Zdawał sobie sprawę z tego jak ją potraktuje i dlaczego tak ucieszył go fakt, że nie są parą. Wiedział, że będzie musiał powiedzieć o tym przyjaciółce zanim będzie za późno. Tak jak chłopak był spokojny i skupiony na jutrzejszym meczu, tak teraz nie potrafił usiedzieć w miejscu. Cały on, co? Jednak tym razem było to spowodowane przez klubowego kolegę.
-Jeżeli zbliżysz się do niej bądź coś jej zrobisz, nie ręczę za siebie. - powiedział całkiem poważnie. -Dobranoc.
Bastian się nawet nie odezwał, a tylko mruknął coś pod nosem i się zaśmiał. I to był właśnie ten śmiertelnie poważny pan Götze, który jeśli chodzi o Elize zrobi wszystko żeby nic jej się nie stało i aby była bezpieczna. Chłopak nie miał ochoty dłużej przebywać w tym pokoju razem ze Schweinstaigerem. Chciał zobaczyć przyjaciółkę chociaż wiedział, że jest bezpieczna bal się co chodzi po głowie temu zboczeńcowi. Mario nie potrafił zasnąć, ale nim się obejrzał ranek szybko nadszedł. Wszyscy się odświeżyli i piłkarze udali się na ważenie, następnie na poranny posiłek. Gdzie w końcu wszyscy mogli się zobaczyć. Eliza rzuciła się przyjacielowi na szyję i mocno go ścisnęła. Przez cały spacer powtarzała mu, że go kocha, że chce jego szczęścia i te inne rzeczy, które zawsze powtarzała. Chłopak nawet nie reagował, do czego dziewczyna również się przyzwyczaiła. Barcelona rzeczywiście jest pięknym, słonecznym miastem. Polce bardzo się tu spodobało i już wiedziała gdzie udają się na wakacje. Do meczu było coraz bliżej i od czasu popołudniowego treningu aż do samego meczu już się nie widzieli. Dziewczyna już ponad dwie godziny przed rozpoczęciem udała się na Camp Nou. Nawet na chwilę udało jej się zobaczyć zespół Kloppa i Reusa, za którym tak bardzo tęskniła. Oczywiście życzyła im powodzenia i powiedziała, że będzie dopingować najgłośniej jak potrafi. Ucałowała Marco, dała mu kopniaka na szczęście i zajęła swoje miejsce na trybunach w śród dortmundczyków.
Z każdą minutą zbliżającą do pierwszego gwizdka polka stresowała się coraz bardziej. Kiedy piłkarze wyszli na rozgrzewkę na kilka minut przed rozpoczęciem dziewczyna nie potrafiła usiedzieć w miejscu. Mario był tak bardzo skupiony, że nawet ani razu nie spojrzał w jej stronę. Ona za to patrzyła raz na niego raz na swoich chłopców. Nienawidziła tych meczy z całego serca. Bardzo jej przeżywała nie zależnie od wyniku.
Pierwsza połowa przebiegała sprawnie, obydwie drużyny miały swoje akcje, ale żadna bramka nie padła. Dopiero pod koniec połowy po idealnej akcji polaków i Aubameyanga, ten ostatni zmienił wynik na 1 do 0. Oczywiście, że Eliza się ucieszyła, ale zaraz potem spoglądała na Mario. Miała ochotę iść do jednej szatni i do drugiej, ale nie chciała ich rozpraszać, wiedziała jak bardzo teraz potrzebują chwili ciszy i skupienia. Po piętnastu minutach, rozmowie z trenerem, obgadaniu ustawienia tego co trzeba poprawić i uzupełnieniu płynów piłkarze obu drużyn wróciły na murawę. Siedza gwizdnął i piłkarze rozpoczęli drugą połowę spotkania. Po dwudziestu minutach wynik na 1 do 1 zmienił Boateng. Teraz mogło się stać wszystko. Przez długi czas gra ciągnęła się bez żadnych zagrażających akcji z obu stron. W końcu w osiemdziesiątej minucie piękną bramkę z rzutu wolnego zdobył Reus. Bramkarz bawarczyków nie był w stanie tego obronić. Czas do końca zbliżał się coraz bardziej i wyglądało na to, że wynik się już nie zmieni. Piłkarze z Monachium po drugiej bramce żółto czarnych, jakby stracili wiarę w siebie, a nie o to chodzi.
-Bayern Monachium atakuje prawą stroną, Philip Lahm podaje do Schweinstaigera on zaś podaje w pole karne do Götze i.......... GOOOOL!!! - rozbrzmiewał głos komentatora.
Wszyscy kibice w czerwonych koszulkach podnieśli się z krzesełek i zaczynali się cieszyć kiedy jednak piłkarze Monachium zaczęli rozmowy z głównym arbitrem. Kibice monachijscy pomału zaczynali się denerwować, a czas dobiegał końca.
-Bramka jednak nie została uznana. Dwóch piłkarzy Bayernu Monachium na spalony, w tym zdobywca nie uznanej bramki. - oglosił komentator, a z trybun było tylko słychać krzyki zawodu i gwizdy. -Proszę państwa, koniec meczu! Borussia Dortmund zdobywcą pucharu Ligi Mistrzów!!!
Wszyscy fani oraz sami piłkarze oszaleli z radości. Eliza ukryła twarz w dłoniach, była przeszczęśliwa, że jej ukochana drużyna zdobyła to wymarzone przez wszystkich trofeum, ale jednocześnie bała się spojrzeć na Mario. Wiedziała, że będzie płakał, bo tak bardzo chciał zdobyć ten puchar że swoją drużyną. Dlatego nienawidziła tych meczy, bo mimo wszystko Götze byłby smutny, tylko teraz jest jeszcze bardziej. Piłkarze z Dortmund biegali po murawie, dziękowali kibicom, cieszyli się. Po prostu ten wieczór należał do nich. Polka powoli zaczęła schodzić aby dostać się do piłkarzy. Oczywiście pierwszy dopadł ją Reus, a później po kolei wszystkim gratulowała. Po odebraniu przez Bayern srebrnych medali, złotych przez Borussie i wręczeniu pucharu dziewczyna jeszcze raz pogratulowała swoim chłopcom, dla których teraz dopiero zaczynała się prawdziwa zabawa. Ale dla niej teraz liczyło się tylko znalezienie przyjaciela. Wszyscy zawodnicy Monachium zaczęli schodzić do szatni, więc Eliza udała się za nimi.
-Mario. - zawołała, a chłopak odwrócił się powoli cały zapłakany w ręku ściskając medal 'pocieszenia'.
Podbiegła do niego i przytuliła go z całych sił. Nienawidziła gdy był w takim stanie. Chociaż on i tak twierdził, że nic mu nie jest, ale ewidentnie było. Tylko głupiemu nie zależało by na wygranej i by to po nim spłonęło. Götze jeżeli chodziło o takie sprawy były wrażliwy, a zwłaszcza w tak młodym wieku. Długo stali wtuleni w siebie, ale chłopak w końcu musiał iść się przebrać. Eliza czekała na niego przed autokarem, również była zapłakana.
-Powinnaś iść z nimi świętować. - mruknął niemiec, wybierając jej mokre od łez policzki.
Dziewczyna spojrzała mu prostu w oczy i widziała ten ból. Ból porażki. Nie chciała go takiego oglądać, ale wiedziała, że musi go wspierać nie zależnie od wszystkiego.
-Nie mogę cię zostawić...
Mario przytulił ją mocno do siebie. Potrzebował jej teraz jak niczego innego. Ona zawsze była jego lekarstwem na wszystko, a zwłaszcza w takie dni jak ten. Chociaż świetnie zdawał sobie sprawę, że ona również to bardzo przeżywa. Dlatego on był przy niej, a ona przy nim. Nawzajem się uzupełniali. Kiedy już byli w hotelu chłopak prosił ją aby poszła do swojego pokoju, że zobaczą się rano, ale wiedziała, że nie zmrużyłaby oka. On również w głębi duszy nie chciał zostać sam, jak zwykle udawał żeby Eliza się lepiej poczuła, chociaż mu już wierzyła, a on to wiedział. Położył się do łóżka, a ona siedziała obok niego i trzymała go za rękę. Przez cały czas na niego patrzyła, jakby bała się, że zniknie. Bardzo długo przy nim siedziała, aż w końcu się położyła obok, a on wtulił się w jej ciało jak małe dziecko. Długo nie potrafiła zasnąć, on z resztą też, ale nie rozmawiali o tym. Przynajmniej nie dopóki Götze sam nie chciał. Dużo razy ją przepraszał, że zepsuł jej wieczór, ale dla niej najważniejszy był właśnie on. Nic innego się nie liczyło. Tylko jego szczęście.

                                                                   ***

Bardzo, bardzo, bardzo się cieszę, że są tu jeszcze takie aniołki, które mimo tej przeogromnej przerwy jeszcze tu są!
Na wstępie chciałam przeprosić za błędy jeśli się jakieś znajdą, a co do samego rozdziału to nie będę się wypowiadać... Mógłby być lepszy, ale ocena należy do was kochani.
Mam nadzieję, że będziecie do końca, buziaki, piszczinho!

PS. Odpowiedziałam na poprzednie komentarze i jeśli ich nie widziałyście to prosiłabym o jakiś kontakt abym mogła was informować o wszystkim odnośnie opowiadania. Jeśli nie to napiszcie na asku -> ask.fm/maaniusiek :)

piętnaście

Eliza przez pierwsze dni nie potrafiła się odnaleźć w Monachium. Mimo że prawie nigdzie nie wychodziła ciężko jej było w tym mieście. Sama świadomość, że to bawarskie miasto ją ograniczała. Mario bardzo jej pomagał, ale teraz zwłaszcza, że był krótko po kontuzji bardzo mało bywał w mieszkaniu. A kiedy już był to oczywiste było, że jest zmęczony. Dziewczyna nie umiała się przekonać, ale w końcu to miał być jej nowy początek. W 'stolicy' Bawarii pogoda nieco się poprawiła. Nie było jakoś super ciepło, bo trochę ponad dwadzieścia stopni, ale zawsze lepiej niż deszcz. Obydwoje jak zwykle wstali rano, jednak niemiec trochę wcześniej. Eliza ubrana i uczesana weszła do kuchni gdzie jej przyjaciel właśnie kończył przygotowywać śniadanie. Przywitał ją buziakiem w policzek kiedy stanęła obok niego nalewając sobie kawy. Usiadła przy stole, a Mario podał jej ładnie przyrządzone kanapki. Chłopak cały czas jej się przyglądał, co trochę ją rozpraszło i nie potrafiła skupić się na jedzeniu.
-Götze albo przestaniesz się patrzeć albo zrobię ci krzywdę, przysięgam. - powiedziała dość poważnie, ale chłopak tylko się zaśmiał.
Wiedział, że żartuje, ale dla własnego bezpieczeństwa przestał i zerkał tylko czasami. Cały czas się zastanawiał jak ma jej powiedzieć co zamierza dzisiaj zrobić, a wiedział jaka będzie jej reakcja i nie chciał jej tym zdenerwować. Jednak nie chciał żeby po całych dniach siedziała w domu.
-Eliza skarbie, nie masz żadnych planów na dziś, tak? - zapytał, a dziewczyna skarciła go wzrokiem przez co bardziej się zmieszał. -Przepraszam, po prostu pójdziesz dzisiaj ze mną na trening. I nie przyjmuje odmowy, żadnej.
Polka nawet nie zdążyła się odezwać i Mario zostawił ją samą w kuchni. Chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że protestowanie nie miałoby sensu. U niemca nie znaczy nie. Kiedy trzeba potrafił być stanowczy i poważny, ale zazwyczaj zachowuje się jak kompletny dzieciuch. Uwielbia się wygłupiać i robić innym kawały, ale to jest jego cały urok. Götze spakował wszystko na trening i czekał na Elize w samochodzie. Kiedy została w mieszkaniu sama miała ochotę nie wychodzić. Zdawała sobie sprawę, że wcale nie musi iść na ten trening, a zwłaszcza na trening Bayernu, ale nie chciała zawieść Mario. Wiedziała, że to dla niego ważne żeby szybciej się oswoiła i że chce dla niej jak najlepiej. Z niechęcią opuściła apartament, który w pierwszym dniu zrobił na niej tak duże znaczenie i udała się przed budynek gdzie czekał jej przyjaciel. Przez całą drogę do stadionu nie zamienili ani słowa. Chłopak nie chciał jej jeszcze bardziej stresować, wiedział że to nie jest dla niej takie łatwe. Niby to tylko inne miasto, ale dla niej Dortmund był wszystkimi. Nie da się opisać tego uczucia. Kiedy wjeżdżali na parking dla piłkarzy Elizie zaczęły lekko drżć ręce. Wpatrywała się w swoje buty, po prostu bała się podnieść głowę i spojrzeć na ten stadion. Borussia to była jej pierwsza i ostatnia piłkarska miłość, nie mówiąc o zawodnikach. A Bayern to po prostu wróg numer jeden.
-Wszystko okej, kochanie? - położył swoją dłoń na jej kolanie, a ona lekko uniosła głowę aby na niego spojrzeć. -Wiesz że nie musisz tego robić, mogę cię odwieźć do domu.
Dziewczynie zeszkliły się oczy na sam dźwięk jego zmartwionego głosu. Nie mogła mu tego zrobić, po prostu musiała tam iść. Dla siebie samej również.
-Chodźmy. -rzuciła krótko i szybko wysiadła.
Z początku zacisnęła oczy, ale wzięła głęboki oddech i próbowała się uspokoić. Mario złapał ją mocno za rękę i wtedy spojrzała przed siebie. Poczuła się jakby zdradziła swój ukochany klub, swoje barwy. Może trochę przesadzała, ale źle się tu czuła. Jedynie obecność przyjaciela dodawała jej trochę otuchy. Powoli zmierzali do wejścia, a później na boisko gdzie już została sama. Nie wiedziała co ze sobą zrobić. Rozglądała się dookoła, boisko jak każde inne, pomyślała. Powoli na murawę zaczęli wychodzić bawarscy zawodnicy, w tym oczywiście Götze, który puścił jej buziaka śmiejąc się przy tym. Jak zwykle zabawny, cały Mario. W czasie krótkiej przerwy, na którą pozwolił im Guardiola, niemiec poznał Elize z chłopakami i oczywiście trenerem. Schneider nie miała ochoty z nimi rozmawiać, a tym bardziej się zaprzyjaźnić. To byłoby nie do pomyślenia. Jak największa fanka, kochająca swój klub ponad wszystko, potrafiąca oddać za niego jeszcze więcej może przyjaźnić się z zawodnikami najgorszego piłkarskiego wroga? Nie, nie, nie. Przecież to tylko ludzie, próbowała przemówić sama sobie. Kiedy jej przyjaciel gdzieś się oddalił spróbował do niej zagadać Schweinstaiger. Z początku nie bardzo wiedziała jak z nim rozmawiać. Chociaż to człowiek jak każdy inny.
-Bardzo ci współczuję utraty dziecka. -powiedział naprawdę poruszony.
Akurat wtedy obok pojawił się Mario i nie był zadowolony, że jego kolega o tym wspomniał. Obydwoje wiedzieli, że minęło już trochę czasu, ale dla Elizy i tak było za wcześnie. Unikała tego tematu, ale skąd on mógł o tym wiedzieć. Polce zeszkliły się oczy, ale na twarzy miała delikatny uśmiech.
-Bastian... - warknął na niego Götze, a ten od razu przeprosił dziewczynę i odszedł. -Jak się czujesz?
Dziewczyna przytuliła się do przyjaciela i zapewniła go, że jest dobrze. To w nim właśnie było trochę uciążliwe, przesadnie się o wszystko i wszystkich martwił. Czasami naprawdę mógłby dać sobie spokój, ale on chce jak najlepiej i nie można go o to obwiniać. W końcu przyszedł trener i kazał chłopcom wracać do treningu, i tak też uczynili. Niecałą godzinę później trening dobiegł końca i wszyscy udali się do szatni. Eliza natomiast czekała na przyjaciela przy samochodzie. Miała przebłyski w głowie, że jednak nie było tak źle, ale dalej nie miała ochoty się z nimi zaprzyjaźnić. Stała tak może z dwadzieścia minut, ale wykorzystała ten czas na przemyślenia, które ktoś jej przerwał.
-Naprawdę cud przepraszam za tamto. - powiedział szczerze, bo nie chciał jej urazić. Chyba mu się spodobała.
Polka przyglądał mu się uważnie, jego oczom, ustom, włosom, policzkom. Nie był taki zły jak na bawarczyka, zaśmiała się cichutko na myśl o tym.
-Nic się nie stało. - starała się mówić normalnie, chociaż i tak nie wiedziała jak ma się zachowywać w jego obecności, zwłaszcza że byli sami. -O Mario.
Chłopak w końcu raczył przyjść. Gdyby wiedziała, że tyle czasu mu to zajmie wzięłaby od niego kluczyki od samochodu. Ale podobno miało mu to zająć chwilę, cały Götze.
-Do zobaczenia. - uśmiechnął się przyjaźnie Basti i pomachał dziewczynie.
Wsiedli do auta w ciszy. Na szczęście chłopak o nic nie pytał, przynajmniej na razie. Chociaż wiedziała, że jego ciekawość w końcu wygra. Przez całą drogę mało co rozmawiali. Schneider analizowała cały dzisiejszy dzień. Krok po kroku. Ciągle miała w głowie słowa monachijskiego piłkarza 'do zobaczenia'. Był ich tak pewny, że to aż rozbawiło dziewczyne w środku. Przecież oni się już nie spotkają, a na pewno nie specjalnie. Ten pomysł o pójściu z Mario na trening nie był aż tak zły. Eliza była mu bardzo wdzięczna za to, że udało mu się ją wyciągnąć z domu. Kiedy dojechali do apartamentu chłopak wyciągnął z bagażnika torbę i zakupy, które zrobili po drodze. Polka aby podziękować za wszystko przyjacielowi postanowiła coś ugotować. Zaczęła nawet rozmyślać nad tym aby znaleźć sobie własne mieszkanie i dać Mario trochę prywatności, ale nie zamierzała mu na razie o tym mówić. Na pewno nie byłby zachwycony, wolała najpierw wszystko pozałatwiać aby później nie próbował jej powstrzymać przed tym pomysłem, chociaż na pewno tak będzie. Gdyby tak nie było to nie byłby Götze.

                                                                      ***

Wiem, że nikt już tego nie czyta i wszyscy zapomnieli o tym opowiadaniu, ale to tylko i wyłącznie moja wina.
Mimo wszystko będę publikować rozdziały aby po prostu skończyć tą historię.
Przepraszam tych, którzy to czytali, nie będę się tłumaczyć, bo to nie ma większego sensu.
xx, piszczinho

piątek, 31 października 2014

czternaście

Polka po dłuższej chwili otrząsnęła się i wszystko dotarło do niej z dwukrotną siłą. W jej oczach zebrały się łzy, przez co widziała niewyraźnie. Eliza, pomimo zażenowania patrzyła na parę wystarczająco długo, aby zauważyć, że dziewczyna ma około osiemnastu lat i jest naprawdę wspaniała. Nie potrafiła uwierzyć, że to naprawdę się dzieje, że to koniec ich związku. Otarła rękawem bluzy oczy, aby łzy nie znalazły ujścia. Sama przed sobą chciała udowodnić, że jest silna, a tak naprawdę w środku była podłamana. Nieco później zdała sobie sprawę, że mogło być jeszcze gorzej. Ukochanego mogła przyłapać z piękną blondynką w łóżku, co zapewne nie byłoby przyjemne. Oniemiała Niemka, wciąż obejmowała Roberta, wpatrując się w podłogę.
-Wygląda na to, że mnie zdradzasz. -powiedziała, patrząc mu prosto w oczy.
-Lepiej idź na górę. -zaproponował Lewandowski. -Porozmawiamy później. To nie jest tak jak myślisz.
-Chyba żartujesz. -warknęła Eliza, drżąc od stóp do głów. -To nie jest tak jak myślę?! Uważasz mnie za idiotkę?! Czy to z nią spotykałeś się przez ostatni czas kiedy nie bywałeś w domu?!
-Nie... to... posłuchaj... Eliza...
Blondynka odsunęła się i spojrzała na niego bez wyrazu.
-Czy mam wyjść? -spytała.
-Nie ma takiej potrzeby. -odpowiedziała polka za niego.
Wyrwała się z objęć przyjaciela, pobiegła po schodach na piętro, wbiegła do pokoju trzaskając drzwiami i rzuciła się na łóżko. Gotze spojrzał tylko z niedowierzaniem na przyjaciela i podążył za Elizą. Zapukał do drzwi i lekko je uchylił. Dziewczyna nie chciała go teraz widzieć, chciała być sama. Mario mimo sprzeciwu przyjaciółki nie opuścił pokoju. Tak bardzo się trzęsła, że nie potrafił jej uspokoić. Przeżyła potworny szok. Próbowała go jakoś usprawiedliwić, ale gdy pomyślała o tym co zobaczyła chwilę temu po jej policzkach spływały łzy. Chłopak usiadł na skraju łóżka i delikatnie złapał ją za ramię. Poderwała się i objęła go wpół, przy czym opadł na łóżko.
-Zabierz mnie stąd...
-Zapomniałaś, że dzisiaj wracam do Monachium? -próbował w delikatny sposób uświadomić jej, że za kilkanaście godzin będzie kilkaset kilometrów od niej.
-Monachium? -mruknęła. -Jakoś to przeżyję. Nie ważne, nie chcę tu zostać ani chwili dłużej.
-Nie mówisz poważnie? -zapytał.
Był zdziwiony tym co właśnie powiedziała, chociaż ta cała sytuacja ją przerosła i dało się to wytłumaczyć. Od kiedy ją poznał zawsze okazywała niechęć do Bawarskiego miasta, co go w niej intrygowało. Zapamiętał też jej słowa, które powiedziała mu jak się żegnali: "Wiem, że wybrałeś Bayern dlatego, że masz mnie już dość, a tam na pewno Cię nie odwiedzę. *śmiech* Ale tu zawsze będzie Twój dom i zawsze będziesz tu mile widziany". Na samo wspomnienie tamtego wydarzenia na jego usta wkradł się niewinny uśmiech.
-Masz kogoś w Monachium? -wyrwała go tym pytaniem z rozmyśleń, przy czym troszeczkę zszokowała.
Oczywiście bardzo szybko znalazła sobie odpowiedź na jego negatywną reakcję w sprawie wyjazdu. Czasami zadziwiała samą siebie. Gracz Bayernu nie wiedział co powiedzieć, a ona uznała to za potwierdzenie. Wstała i podeszła do okna, przez które chwilę wyglądała. 
-W takim razie wrócę do Polski. -odwróciła się do niego i uśmiechnęła pusto.
-Do Polski? -poderwał się słysząc jej słowa, które brzmiały przekonująco. -Nie pozwolę ci.
W jego głosie było słychać panikę. Zdawał sobie sprawę, że jeśli pozwoli jej wyjechać nie będzie miał z nią kontaktu, a do tego nie chciał dopuścić.
-Mario przestań. -szepnęła i chciała go wyminąć.
-Nie mam nikogo w Monachium, rozumiesz? -ujął jej twarz w dłoniach i spojrzał głęboko w oczy. 
Eliza nic więcej nie powiedziała tylko mocno się do niego przytuliła. 
-Nie zostawię Cię tu samej. Nie tym razem. -szepnął.
Mario pomógł jej spakować najpotrzebniejsze rzeczy. Nie rozmawiali przy tym za dużo, a przynajmniej ona nie odpowiadała albo w ogóle nie reagowała. Później dał sobie spokój. Kiedy mieli już wychodzić Robert za wszelką cenę chciał z nią porozmawiać. Jednak ona nawet na niego nie spojrzała. Po prostu olała go tak jak on to robił kiedy ona cierpiała po stracie Melanie. Nie chciała go już widzieć. Nie miała na to ochoty. Zranił ją i to wtedy kiedy najbardziej go potrzebowała.Mario pomógł jej spakować najpotrzebniejsze rzeczy. Nie rozmawiali przy tym za dużo, a przynajmniej ona nie odpowiadała albo w ogóle nie reagowała. Później dał sobie spokój. Kiedy mieli już wychodzić Robert za wszelką cenę chciał z nią porozmawiać. Jednak ona nawet na niego nie spojrzała. Po prostu olała go tak jak on to robił kiedy ona cierpiała po stracie Melanie. Nie chciała go już widzieć. Nie miała na to ochoty. Zranił ją i to wtedy kiedy najbardziej go potrzebowała. Przyjaciele udali się do domu Reusa gdzie tymczasowo zatrzymał się bawarski piłkarz. Oczywiście młodego Niemca zdziwiła obecność (byłej) partnerki Roberta. 
-El, co ty tu robisz?
-Leci ze mną. -powiedział Gotze, rozsiadając się wygodnie w salonie.
-Do Monachium? -przeniósł wzrok z przyjaciela na polkę. -Coś się stało?
-Wakacje... -westchnęła, uśmiechając się smutno. -Robert mnie zdradził.
Po tych słowach mocno ją do siebie przytulił. Wiedział jak wygląda życie niektórych piłkarzy. Myślą że jak mają pieniądze to mogą mieć każdą, ale nigdy by nie pomyślał, że Robert może coś takiego zrobić Elizie. Zawsze byli taką szczęśliwą, kochającą się rodziną. Co prawda zauważył zmianę u przyjaciela, ale bardziej kierował się myślą, że spowodowana ona jest utratą dziecka. Jednak się mylił. Jej telefon długo dzwonił. Nie odbierała. Uznała, że nie mają sobie nic więcej do powiedzenia. Wyłączyła go kiedy znajdowali się już na pokładzie samolotu. Najwyraźniej Robert nie chciał wyjść na drania. Po niespełna trzydziestu minutach samolot wystartował. Mario prawie całą podróż przespał, natomiast Eliza ciągle płakała. Odtwarzała w myślach scenę z południa, pieprzony, niewiarygodny moment, kiedy Robert wszedł do domu, a ona zdała sobie sprawę, że ukochany jest z inną kobietą i dobrze się przy tym bawi. Dziewczyna czuła się trochę tak jakby obserwowała budynek, który powoli rozpada się w gruzy. Ich prywatne World Trade Center. Cały wspólny świat, który od jakiegoś czasu pozostawiał wiele do życzenia, teraz rozpadał się na kawałki. Co więcej, nie było możliwości, żeby poskładać go z powrotem w jedną całość. Nie chciała tego robić. Wiedziała, że nie może mieć litości. Ostatni miesiąc to był istny horror. Najpierw utrata dziecka, a później ta zmiana Roberta... i to na gorsze. Aż w końcu zdradził. Od początku powinno do niej dotrzeć, że coś jest na rzeczy, ale była zrozpaczona po śmierci Melanie. Teraz chciała zacząć wszystko do nowa. Sama. Właśnie tu w Monachium. Trzeba przyznać, że dość specyficzne miasto wybrała jak na początek czegoś nowego. Może tak miało być? 
Samolot wylądował na głównym lotnisku w Monachium o szóstej rano. Przyjaciele potrzebowali godziny, żeby odebrać bagaże i przejść przez odprawę celną. Chwilę po siódmej byli już w drodze do domu chłopaka. W taksówce panowała grobowa cisza. Było słychać tylko cichutko przygrywające radio i pracujący silnik samochodu. Przez te kilka godzin w samolocie Mario dobrze spał, za to Eliza miała całe podpuchnięte i zaczerwienione oczy od płaczu. 
-Płakałaś. -powiedział cicho, czym wyrwał dziewczynę z rozmyśleń.
-Zwariowałeś? Nie. -uśmiechnęła się bez wyrazu.
-Widzę El, nie okłamiesz mnie. 
Dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć. Westchnęła bezradnie i oparła głowę o szybę pojazdu. Pogoda w Monachium niczym nie różniła się od tej, która panowała teraz w Dortmundzie. Był początek wiosny, ale wiatr i przelotne opady deszczu nie chciały odpuścić. Przez co ludzie wychodzili rano ze swoich mieszkań z nie najlepszym nastawieniem, aby sprostać kolejnemu dniu. Zatrzymali się pod blokiem na jednym z osiedli, gdzie znajdują się najdroższe apartamenty. Już sam budynek sprawiał spore wrażenie, jednak nie dało się go porównać z samym mieszkaniem, które uwiodłoby każdego swoim urokiem. Młody Niemiec wziął szybki prysznic, zjadł razem z przyjaciółką śniadanie i śpieszył się na trening. Natomiast Eliza wyczerpana podróżą zapadła w niespokojny sen. Przyśnił jej się Robert dlatego aż dwa razy obudziła się z płaczem. Kiedy się obudziła bardzo bolały ją brzuch i głowa, ale wmówiła sobie, że to przez te wszystkie emocje. Filiżanka kawy, dwie aspiryny na pewno pomogą. Zawsze pomagały.


***

Znowu dłuższa przerwa. Przepraszam Was najmocniej, naprawdę.
Ostatnio dużo mam na głowię, nauka, sprawy rodzinnie i osobiste.
Oczywiście postaram się przez ten weekend nadrobić zaległości w waszych opowiadaniach.
Rozdział (mało interesujący) zostawiam do waszej oceny.
                                 xx, Mania :*                               

sobota, 9 sierpnia 2014

trzynaście

Z dziewczyną było coraz gorzej. Nie potrafiła dojść do siebie po tym całym zdarzeniu. Ciągle się obwiniała, narzekała na własną osobę, że nie była dobrą matką i się na nią nie nadawała. Nie wychodziła z domu, nie chciała się z nikim widzieć. Cały czas tylko siedziała w sypialni bądź salonie, trzymając w rękach ulubionego misia Melanie i jej zdjęcie. Nie miała już nawet siły na płacz, co jakiś czas uroniła parę łez, ale tylko tyle.
Robert odkąd cały zespół wrócił do Dortmundu, mało co rozmawiał z Elizą. Traktował ją tak jakby jej w ogóle nie było. Jak powietrze. Po całych dniach nie było go w domu, a kiedy wracał zazwyczaj kładł się spać. El nie potrafiła zrozumieć jego zachowania, był bardzo nerwowy kiedy próbowała rozpocząć z nim jakąkolwiek rozmowę. Tłumaczyła to sobie w ten sposób, że jemu też jest bardzo ciężko po stracie ich dziecka, ale czasami to naprawdę przesadzał. Kiedy próbowała go zrozumieć i analizowała to sobie w głowie, doszła do wniosku, że może mieć do niej żal o to że tak późno powiedziała mu o Melanie. Ale gdyby tak było chyba by powiedział, prawda? Przez to jeszcze bardziej się zatracała.
Oczywiście bardzo brakowało jej wsparcia, którym do tej pory darzył ją Lewandowski. Sama już nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Czuła że musi z kimś porozmawiać, wyżalić się, ale komu? Victorii nie było w kraju, a Robert... Sami wiecie. Dwie najbliższe jej osoby, którym bezgranicznie ufała. Zdawała sobie sprawę, że jeśli tego nie zrobi może być tylko gorzej.
Co mogła robić polka w pochmurny dzień, który przywędrował do Dortmundu? Otóż nic nowego. Jak zwykle siedziała i rozpaczała. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale to już podchodziło pod depresję, a ona już z niczym sobie nie potrafiła poradzić. Kiedy w bezruchu wpatrywała się w spływające krople lekkiego deszczu, po szybie przestronnego okna jakie było w salonie, usłyszała pukanie do drzwi. Myślała, że jeśli to zignoruje to 'ten ktoś' sobie pójdzie, ale niestety tak się nie stało. Zmuszona była wstać i otworzyć uporczywie, dobijającej się osobie. Chwyciła za klamkę po czym pociągnęła drzwi, otwierając ja na oścież tak aby nieproszony gość mógł wejść i wróciła do salonu. 'Tym ktosiem' okazał się Mario Götze, który powędrował za nią do salonu. Rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym panował półmrok i podszedł do okna aby wpuścić do salonu trochę światła. Wokół panował nieduży bałagan.
-Dziewczyno jak ty wyglądasz? -chłopak spojrzał na wycieńczoną brunetkę i usiadł na szklanym stoliku naprzeciw niej, w rezultacie nie usłyszał odpowiedzi. -Halo?
Eliza uniosła głowę lekko do góry aby spojrzeć na Niemca, który oczekiwał jakiejkolwiek reakcji z jej strony. W jej oczach panowała pustak, nie było w nich nawet smutku, który tak naprawdę opanował jej ciało. Nic. Zupełnie nic. Najzwyczajniej w świecie czuła się samotna.
-Wstawaj. -Mario poderwał się i ściągnął z niej koc, którym była okryta. -Nie możesz ciągle siedzieć w domu, w dodatku sama.
-Zostaw. -wydobyła z siebie pierwsze słowa odkąd chłopak pojawił się u nich w domu.
-O, jednak umiesz mówić. -powiedział na siłę ściągając ją z sofy.
-Mario, puść mnie. -protestowała chociaż chłopak nie zwracał uwagi na jej słowa, westchnęła cicho bezradnie. -Chociaż powiedz co chcesz zrobić.
-Pójdziemy na spacer, do kina, gdziekolwiek. -uśmiechnął się ciepło chcąc jakoś podnieść ją na duchu. -A teraz do łazienki, masz 10 minut!
Dziewczyna z ociąganiem skierowała swoje kroki do łazienki. Stanęła przed lustrem znajdującym się nad dużą umywalką i spojrzała w odbicie. Mario miał rację, nie wyglądała za dobrze. Rozebrała się i wzięła niedługi prysznic. Owinięta bialutkim ręcznikiem udała się do sypialni gdzie znajdowała się ogromna szafa. Wybrała ciemne jeans'y, jasno różowiutki top i na to ciemny sweterek, wszystko razem idealnie współgrało. Rozczesała włosy zostawiając je rozpuszczone i nałożyła leciutki makijaż po czym wróciła do salonu. Mario był zajęty sprzątaniem i nawet nie zauważył brunetki, która mu się przyglądała i tylko kręciła głową. Podniósł ostatnią chusteczkę wrzucając ją do worka trzymającego w lewej ręce.
-No. -mruknął i odwrócił się. -O Eli, już gotowa?
-Jak widać. -ciągle mu się przyglądała, gdzieś tam w środku pojawiła się mała iskierka, ponieważ rozbawił ją widok sprzątającego, nucącego cicho pod nosem Götze.
-Coś nie tak? -zapytał, po czym zaniósł worek do kuchni gdzie wsadził go do śmietnika.
-Nic. -wzruszyła ramionami, odwróciła się i poszła założyć buty oraz płaszczyk.
Kiedy chłopak również znalazł się w holu zarzucił na siebie bluzę, spojrzał pytająco na dziewczynę i chrząknął. Uniosła lekko głowę patrząc mu w oczy, a on chwycił delikatnie jej dłoń i pociągnął aby wstała. Ścisnęła jego rękę i wyszli. Żadne z nich nie wiedziało gdzie mają iść, po prostu szli przed siebie nie zamieniając ani jednego słowa ze sobą. Przechadzali się po uliczkach Dortmundu obserwując wszystko dookoła. Eliza mocno trzymała dłoń Niemca, a on tylko to odwzajemniał. Na pierwszy rzut oka nie wyglądali jak przyjaciele, a wręcz przeciwnie. Jednak nie przejmowali się co pomyślą inni, a w swoim towarzystwie czuli się bardzo dobrze i tak również się rozumieli. Niestety gra Mario w Monachium uniemożliwiała im częste spotykanie się, takie okazje zdarzały się tylko kilka razy w ciągu roku.
Tylko dlaczego polka nie uważała piłkarza za tak ważnego jak Robert czy Vici, dlaczego jego nie darzyła takim zaufaniem? Może powodem jest ich rzadkość w spotykaniu się? Tylko ona znała (a może i nie) odpowiedzi na te pytania, ale nie pomyślała o tym w ogóle. W końcu Götze też dużo dla niej zrobił i nie był jej obojętny. Gdzieś w środku ucieszyła się, że komuś udało jej się wyciągnąć z domu, a jeszcze bardziej cieszyła się, że tym kimś był były gracz Borussii.Obydwoje byli tak pochłonięci spacerowaniem, że nie zwracali uwagi na czas. Powolutku zaczęło się ściemniać, powietrze zrobiło się zimniejsze, a wiatr stał się bardziej porywisty. Dziewczyna aż wzdrygnęła się, co nie uszło uwadze jej towarzysza.
-Zimno Ci? -zapytał zerkając w jej stronę, lecz nie usłyszał odpowiedzi i zaczął machać jej ręką przed twarzą. -Eli, halo?
-Słucham? -spojrzała na niego trochę speszona i zmieszana. -Przepraszam, zamyśliłam się.
-Nic się nie stało. -uśmiechnął się i objął ją ramieniem. -Pytałem czy Ci zimno?
-Tak, troszeczkę. -mruknęła wtulając się w niego.
-No to idziemy na gorącą czekoladę!. -powiedział uradowany, a polka tylko leciutko pokręciła głową widząc zachowanie chłopaka.
Z Mario było jak z dzieckiem, wystarczyło mu dać coś słodkiego i już był cały Twój, a czekoladę po prostu uwielbiał, z resztą jak większość ludzi na świecie. Była już przyzwyczajona do głupkowatego zachowania przyjaciela, ponieważ od ich poznania minęło dość sporo czasu. Götze zabrał ją do najlepszej kawiarni w okolicy, a dokładnie do 'Coffee heaven'. Usiedli przy stoliku, który znajdował się w kącie pomieszczenia i złożyli zamówienie, a właściwie to piłkarz, ponieważ nawet nie dał jej dojść do słowa, u jednej z kelnerek. Chłopak zaczął rozmowę, która w miarę, pomału się rozkręcała. Po dłuższej chwili otrzymali zamówione napoje, a na jego buzi pojawił się ogromny uśmiech. Długo rozmawiali ze sobą, a głównie to Mario zadawał pytania, aby dowiedzieć się co u niej, jak się czuje i takie tam. Kiedy jednak zapytał o Lewandowskiego nie wiedziała co powiedzieć, spuściła głowę i bała się na niego spojrzeć. Wiadomo, że nie będzie okłamywać przyjaciela, więc powiedziała mu prawdę, z bólem, ale powiedziała. Piłkarz Bayernu nie potrafił w to uwierzyć, nigdy by nie pomyślał, że Robert mógłby się tak zachować w stosunku do Elizy. Próbował ją jakoś pocieszyć, podnieść na duchu, cokolwiek żeby tylko zobaczyć u niej szczery uśmiech.
Kiedy dochodziła godzina dwudziesta postanowili wracać, Mario jak przystało na dżentelmena odprowadził przyjaciółkę pod sam dom. W czasie drogi powrotnej trochę się wygłupiali, ale nawet tym nie potrafił wywołać u niej nawet najmniejszego uśmiechu.
-No to jesteśmy. -stanął naprzeciwko niej, łapiąc za dłonie.
-Mario, dziękuję Ci bardzo za dzisiejszy dzień. Cieszę się, że zmusiłeś mnie do tego wyjścia, o wiele lepiej się czuję. -na jej usta wkradł się tak długo wyczekiwany przez jej towarzysza, uśmiech.
-I o to mi chodziło. -ucieszył się jak na widok czekoladowego napoju, który jeszcze niedawno pił w jej towarzystwie.
-Kocham Cię, głupku. -wtuliła się mocno w jego ciało, i wcale nie miała ochoty puszczać. -Wpadnij jutro, dobranoc!
-Ja Ciebie też. -ucałował ją delikatnie w policzek. -Śpij dobrze, aniołku.
Eliza zanim jeszcze weszła do domu, odwróciła się w stronę przyjaciela, aby mu pomachać. Kiedy jednak przekroczyła próg od razu naskoczył na nią Robert. Był wściekły, że nie powiedziała mu nic o tym, że gdzieś zamierza się wybrać. Kiedy ta próbowała coś powiedzieć nie dopuszczał jej do słowa. Stała słuchając tego co ma do powiedzenia i grzecznie czekała, aż skończy swój monolog.
-Nie raczysz mi nic wyjaśnić? -spojrzał na nią krzyżując ręce na klatce.
-Gdybyś mi jeszcze na to pozwolił. -wyminęła go i skierowała się do kuchni, chwyciła wysoką szklankę, która napełniła wodą z cytryną. -Byłam z Mario w kawiarni jeśli ta wiadomość jest Ci potrzebna do przeżycia.
-Z Mario? Kiedy przyjechał? -zapytał zdziwiony wizytą Monachijskiego gracza.
-Dzisiaj, wiedziałbyś gdybyś był w domu. -opróżniła szklane naczynie i odstawiła na blat. -Dobranoc.
Polski snajper odprowadził ją tylko wzrokiem i wrócił do salonu, natomiast Eliza wzięła niedługą kąpiel i wskoczyła do cieplutkiego łóżka. Pierwszy raz od kilku tygodni zasnęła od razu, i nic jej tego snu nie przerywało, zero koszmarów... Tak dobrze jej się spało, że nawet Robert, który rano szykował się na trening i jak zawsze robił to głośno, nie potrafił zakłócić tego wypoczynku. Mario to nawet nie potrafił się dodzwonić do dziewczyny, od razu się wystraszył, a w głowie miał same najgorsze scenariusze. Wsiadł w swój sportowy samochód i jak najszybciej chciał się upewnić,że z Eli wszystko w porządku. Dobijał się do drzwi, ale nikt nie otwierał, nacisnął klamkę i pchnął drzwi aby się otworzył. Zdziwił się, że było otwarte co jeszcze bardziej wzbudziło w nim strach i podejrzenia. Zaczął się wszędzie rozglądać i szukać przyjaciółki. Na parterze nie było po niej śladu, więc udał się na piętro. Uchylił lekko drzwi od sypialni, z tego co kojarzył po ostatniej wizycie i ujrzał śpiącą w najlepsze polkę. Od razu zeszło z niego powietrze, a wszystkie obawy od tak odeszły w niepamięć.
-Dzień dobry! -krzyknął i wskoczył na łóżko śmiejąc się przy tym.
-Götze oszalałeś? -mruknęła przecierając oczy. -Zabiję Cię kiedyś, obiecuję.
-Nie możesz mnie zabić, bo mnie kochasz. -śmiał się w najlepsze.
- To niczego nie zmienia. -powiedziała zaspana, nie podnosząc głowy z poduszki.
-Tak? No to się obrażam. -odwrócił się i skrzyżował ręce na klatce.
-Okej. -powiedziała i ułożyła się mając zamiar iść dalej spać.
-Żartowałem, wstawaj i to już! -krzyknął i ściągnął z niej kołdrę, którą było okryta.
-Zamknij się, głupku. -warknęła i uniosła się lekko na łokciach, a on zaczął ją łaskotać. -Mario!
-Wstajesz?
-No wstaję. -powiedziała od niechcenia, wyciągnęła z szafy ubrania i zniknęła w łazience.
Wyszła po nie całych piętnastu minutach, ubrana, umalowana, jednym słowem ogarnięta. Mario za to leżał rozwalony na jej łóżku z rękami założonymi za głowę i wpatrywał się w nią z uśmiechem na twarzy. Dziewczyna podeszła do niego i uderzyła go poduszką karząc zrobić sobie śniadanie, Niemiec od razu chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą do kuchni. Kiedy już chłopak usmażył naleśniki usiedli przy stole i zaczęli konsumpcję, mieli niezły ubaw, a polka nawet kilka razy się zaśmiała, co jemu bardzo się podobało. Nagle usłyszeli otwieranie drzwi i głos Roberta... ale nie był sam. Dziewczyna podniosła się i ruszyła zobaczyć kim była ta druga osoba, weszła do holu i stanęła jak wryta. Lewandowski obściskiwał się z jakąś lalunią na jej oczach. Mario również wstał i poszedł zobaczyć co się dzieje, nie uwierzył własnym oczom. Stanął za przyjaciółką i mocno ją objął, bo widział jak się trzęsła. Tamta dwójka nawet nie zauważyła, że ktoś ich widzi, dopiero po chwili kiedy Niemiec specjalnie zakasłał  Robert odkleił się od blond panienki.

_______________________________________________________
Witam z powrotem na pokładzie tego opowiadania!
Przerwa była bardzo duża i większość z Was pewnie zapomniała, że ten blog dalej istnieje.
Trochę mi głupio, że nawet nie poinformowałam was, że zawieszam bloga, za co bardzo przepraszam.
Mamy dalsze losy tych bohaterów i już na pewno będą się pojawiały w miarę regularnie.
Trzymajcie się, Miu!

środa, 25 grudnia 2013

dwanaście

Chodziłam w kółko przed salą operacyjną. Próbowałam się dodzwonić do Roberta, ale nie odbierał. O siostrze zupełnie zapomniałam. Nikt nie chciał mi nic powiedzieć. To czekanie mnie wykańczało. Przez cały czas obwiniałam o to wszystko siebie.
Gdybym ją pilnowała nic by się nie stało. Po półtorej godziny z sali wyszedł lekarz. 
-Pani jest matką Melanie? -zapytał, a ja przytaknęłam. 
Wpatrywał się we przez chwilę, wypuścił głośno powietrze z płuc i pokiwał przecząco głową.
To mogło oznaczać tylko jedno. Osunęłam się na krzesło i zaczęłam płakać. Schowałam twarz w dłoniach, a w myślach pytałam się 'dlaczego?', 'dlaczego ona?'. 
-Przykro mi. -powiedział cicho i odszedł. 
Po chwili zorientowałam się, że dzwoni mi telefon. Nawet nie spojrzałam kto to tylko od razu odebrałam. -Robert? -załkałam. 
-Kochanie... co się stało?-zapytał. 
-Melanie... ona... -nie potrafiłam mówić. -ona nie żyję... 
-CO ?! Ale jak to? -w jego głosie było słychać przerażenie.
-To wszystko moja wina? To przeze mnie... -zignorowałam jego pytanie. 
-Nie mów tak! -powiedział stanowczo. -Nie ruszaj się stamtąd, dobrze? 
-Mhm. -mruknęłam i się rozłączyłam.
Nie wiedziałam co Robert chciał zrobić, ale nie zastanawiałam się nad tym. Jak najszybciej chciałam opuścić ten głupi szpital. Chciałam położyć się do łóżka i z niego nie wychodzić. 







*oczami Roberta*







Po telefonie Elizy od razu powiedziałem trenerowi o co chodzi i że nie mogę z nimi jechać. Oczywiście zgodził się, ale nie był zadowolony. Rozumiem go aczkolwiek teraz chciałem być przy mojej ukochanej. Wziąłem torbę i wysiadłem z autokaru. Zamówiłem taksówkę i próbowałem się jakoś uspokoić. Po dziesięciu minutach już jechałem. Kiedy tylko auto zatrzymało się przed szpitalem jak najszybciej z niego wysiadłem i skierowałem się do wejścia. Zauważyłem Elizę siedzącą na krześle. Podszedłem do niej i mocno przytuliłem.
-Już jestem. -szepnąłem.
-Robert, bo to... moja wina... -łkała.
-Już cii... Chodź, wrócimy do domu. -objąłem ją ramieniem.
Wróciliśmy tą samą taksówką. Zaparzyłem nam herbatkę na uspokojenie. Nie pytałem jej co się dokładnie stało. Cały czas się trzęsła. 
-Pójdę się położyć. -powiedziała cicho.
-Chodź. -chwyciłem ją za rękę. 
Eliza położyła się, a ja siedziałem przy niej. Długo nie potrafiła zasnąć, ale w końcu udała się do krainy Morfeusza. Ja sam po jakimś czasie zasnąłem trzymając ukochaną w ramionach. 
Otworzyłem zaspane oczy i spojrzałem na śpiącą jeszcze brunetkę. Była taka niewinna, bezbronna. Twarz miała bladą i podkrążone oczy. Na sam jej widok i myśl o tym, że nie ma już naszego małego, pociesznego skarba łzy cisneły mi się do oczu. Nie potrafiłem ich powstrzymać. Poczułem ból w środku, był okropny. 
Eliza ścisnęła moją dłoń.
-Robert... -szepnęła.
-Tak? 
-Już jej nie ma. -łza spłynęła po jej policzku.
Przytuliłem ją najmocniej jak umiałem. Chciałem żeby poczuła się lepiej, chociaż trochę. Dostałem SMSa od Marco,  którym poinformował mnie o wygranym meczu i współczuł śmierci Melanie. Wiedziałem, że będzie dopytywał Jurgena dlaczego opóściłem mecz, chociaż mam nadzieję, że nikt poza Marco nie wie. Przynajmnie na razie. 


____________________________
Takie krótkie i beznadziejne...
Przepraszam za taką długą nieobecnoś, ale wcześniej szkoła teraz święta... Na szczęście jeszcz tylko dzisiaj. Najchętniej to zamknęłąbym się w pokoju i nie wychodziła.
Mam nadzieję również, że nie zabijecie mnie przez to, że uśmierciła Melanie. Taki plan miałam od począu i teraz można powiedzieć, że będzie się trochę działo, pomiędzy głównymi bochaterami i pewną osobą.
Ściskam, Mania ;*

PS. Zapraszam również na mojego drugiego bloga: http://zyjemytakjaksnimy-samotnie.blogspot.com/
 

poniedziałek, 11 listopada 2013

jedenaście

Melanie po dwóch dniach na szczęście przeszło. jeszcze nigdy aż ak żle z nią nie było. powiem szczeże, że trochę się przeetraszyłam. Robert przez prawie cały możliwy czas siedział przy niej. Jest na prawdę uroczy i kochany. Dzisiaj chłopcy jadą do Wolfsburga na mecz z tamtejszym klubem. Robert przekonał mnie żebym została z Melanie w domu. Co prawda wolałabym jechać i kibicować im na miejscu, ale oni i tak wiedzą, że mogą liczyć na moje wsparcie.
 Wstałam przed dziewiątą, a raczej ktoś mnie obudził. Mówiąc ktoś oczywiście mam na myśli Lewego. Otwarłam zaspane powieki i ujżałam uśmiechniętą twarz bruneta.
 -Co ty tu robisz? - zapytałam całując go w policzek.
 -Musiałem zobaczyć się z moimi kobietami zanim pojedziemy do Wolfsburga. -uśmiechnąła się.
 Chłopacy wyjerzdżają o godzinie jedynastej sprzed stadionu. Mielsiśmy mniej więcej godzinę dla siebie. Trochę poleżeliśmy, Robert nie szczędził mi pieszczot, ale do niczego nie doszło. Około dziesiątej poszłam do łazienki doprowadzić się do porządku. Zajeło mi to kilka minut. Kiedy już wyszłam poszłam do kuchni zjeść szybkie śniadani - owsianka z owocami. Lewy twierdzi, że powinnam jeść bardziej pożywne posiłki, a mi to w zupełności wystarcza.
 Ubrałam Melanie i pojechałyśmy z Robertem do jego apartamentu żeby się spakował. Kiedy już to zrobił pojechaliśmy taksówką pod stadion. Oczywiście wszyscy już byli tylko czekali na Lewandowskiego. Mówiłam mu żeby się pośpieszył, ale nie posłuchał. Melanie od razu poleciała do swojego ulubionego wujka - Marco.
 Przywitałam się z trenerem i chłopakami.
 -Dacie radę. - powiedziałam i uśmiechnęłam się do nich.
 - Ze mną na pewno. - zaśmiał się Marco.
 -No pewnie. -poczochrałam mu włosy.
 --Ej, ej. -jęknął blondyn. - Wiesz ile je układałem?
 -Nie chcę wiedzieć. -zachichotałam.
 Jeszcze chwilę rozmawialiśmy i trener kazał chłopaką wsiadać do autobusu. Robert podszedł do mnie i mocno przytulił.
 -Nie będzie cię tylko półtora dnia. - uśmiechnęłam się.
 -Ale już tęsknie. -szepnąła i pocałował mnie namiętnie.
 Staliśmy tak dłuższą chwilę aż Robert w końcu poszedł. Kiedy odjechali postanowiłyśmy z Melanie się przejść. Po pół godzinie mi samej zaczęło brakować bruneta, ale wiedziałam, że szybko zleci. Zatrzymałyśmy się przy butce z lodami. Kiedy kupywałam ów lody zapytałam Melanie jaki chcę smak. Nie odpowiedziała więc odwróciłam się i zobaczyłam Mele wybiegającą na ulicę. Przestraszyłam się i krzyknęłam:
 -MELANIE !!
 Zatrzymała się i spojrzała na mnie i wtedy to auto...
 Nie potrafiłam się ruszyć. Po chwili jakaś kobieta zapytała mnie czy to moja córka popatrzyłam na nią i nie odpowiedziałam jej tylko podbiegłam do Melanie. Leżała nieprzytomna i zakrwawiona. Ktoś powiedziała mi, że pogotowie już jedzie. Ludzie zadawali mi pytania, ale nie potrafiłam nic powiedzieć. Cała byłam zapłakana...

 ___________________________________
 Najkrótszy i najbardziej beznadziejny rozdział............
 Przepraszam za to wyżej i za to że pojawił się on dopiero teraz.
 Nie mam weny jak i chęci na pisanie, co same możecie zauważyć ;//
 Nie chcę go zawieszać, bo to nie ma sensu, więc rozdziały będą się pojawiały wtedy kiedy coś napiszę.
 Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie.

Pozdrawiam, Mania ;*































Obserwatorzy